Media obiegła informacja, że pod projektem proaborcyjnej ustawy "Ratujmy Kobiety" podpisało się ponad 400 tys. Polaków. Dziennikarze sprawdzili te dane w Sejmie. Wszystko wskazuje na to, że na potrzeby proaborcyjnej propagandy liczba podpisów została znacznie zawyżona.

Komitet Inicjatywy Ustawodawczej Ratujmy Kobiety 2017 został zarejestrowany w lipcu bieżącego roku. Zawiązał się w celu wprowadzenia do polskiego systemu prawnego ustawy dopuszczającej aborcję na życzenie do 12. tygodnia trwania ciąży. Miał trzy miesiące na zebranie podpisów obywateli popierających projekt. Aby projekt trafił pod obrady Sejmu, wymagane jest minimum 100 tys. podpisów. Natomiast  ogólna liczba zebranych podpisów ma ogromne znaczenie ze względu na to, że pokazuje skalę społecznego poparcia dla projektu.

Zebrane podpisy złożono zgodnie z wymogami prawa w Kancelarii Sejmu, a Komitet poinformował na konferencji prasowej, że udało się zebrać ponad 400 tys. podpisów. Ta informacja błyskawicznie obiegła krajowe media. Dziennik "Fakt" informował na swoim portalu: "prawie pół miliona podpisów".

Z obserwacji poczynionych w trakcie akcji zbierania podpisów wynika, że propozycja liberalizacji dopuszczalności aborcji nie spotkała się z jakimś powszechnym poparciem. Co więcej, dziennikarze „Gościa Niedzielnego” zweryfikowali w Kancelarii Sejmu dane upublicznione przez komitet "Ratujmy Kobiety 2017" . Okazało się, że zwolennicy aborcji przekazali informacje niezgodne ze stanem faktycznym.

Otóż Kancelaria Sejmu nie zlicza wszystkich zebranych podpisów, jedynie nieco ponad 100 tys. Natomiast w ramach weryfikacji, w standardowym liście do Marszałka Sejmu, podaje sumę wszystkich złożonych kart z podpisami oraz liczbę teczek, w których te karty się znajdują. Jakie liczby tu padły?

Wykaz podpisów obywateli zawiera 21 823 strony zebrane w 44  teczkach. Zweryfikowano 106 929 podpisów znajdujących się na pierwszych 11 500 stronach (23 teczki), z których 105 481 podpisów uznano za złożone prawidłowo. Co z tego wynika? Po pierwsze, że wymagane 100 tys. zostało faktycznie zebrane i złożone. Ale nie ma mowy o żadnych 400 tysiącach! Liczba wszystkich zebranych podpisów oscyluje maksymalnie wokół 200 tys. Dlaczego?

Spośród złożonych 21 823 stron z podpisami Kancelaria Sejmu przeliczyła podpisy z pierwszych 11 500 stron. Znalazło się na nich 105 481 ważnych podpisów. Daje to średnio 9,17 podpisów na stronę. Pozostałych, nieprzeliczonych stron zostało 10 323. Na jednej stronie znajduje się 10 miejsc na podpisy. Załóżmy, że wszystkie nieprzeliczone karty były zapełnione podpisami w 100 procentach. W takim razie niepoliczonych podpisów byłoby 103 230. Przy takim modelu, wszystkich zebranych ważnych podpisów jest nie więcej niż 208 711.
 
To ponad 2 razy mniej niż owe „ponad 400 tys. podpisów”, które Komitet podał do publicznej wiadomości na konferencji prasowej.

Pełnomocnik projektu "Ratujmy Kobiety 2017" Barbara Nowacka zapytana o rozbieżność między danymi podanymi na konferencji prasowej a wyliczeniami Kancelarii Sejmu, była zaskoczona danymi sejmowymi. Potwierdziła, że podpisy były zbierane wyłącznie na kartach według podanego na stronie internetowej wzoru.

Cóż powiedzieć…Zawyżanie danych na temat skali poparcia społecznego dla aborcji oraz skali podziemia aborcyjnego jest regularną metodą środowiska zwolenników przerywania ciąży, stosowaną na całym świecie w celu doprowadzenia do legalizacji aborcji.

[Opracowano na podstawie serwisu informacyjnego: „Gość Niedzielny” - 04.12.2017 r.]
 
Zdjęcie: Wikipedia - GPL, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=169758)