Dyrekcja domu spokojnej starości w małym belgijskim miasteczku Diest stanie przed sądem za to, że odmówiła wykonania eutanazji 74-letniej kobiety chorującej na raka.
 
Placówkę prowadzi katolicka wspólnota parafialna. Akt oskarżenia wniosła córka chorej. Kobieta stwierdziła, że odmowa spowodowała u jej matki "ogromne cierpienie psychiczne i fizyczne, ponieważ po to, by «spokojnie odejść», musiała zostać przewieziona do innego ośrodka".
 
Do zdarzenia doszło w 2011 r., ale dopiero teraz sprawa ujrzała światło dzienne. Ten bezprecedensowy, nawet jak na belgijskie standardy, proces budzi ogromne zainteresowanie zarówno polityków, jak i zwolenników eutanazji, którzy domagają się, by wszystkim ośrodkom, które odmawiają jej wykonania, zostały odebrane publiczne fundusze.
 
Eutanazję w Belgii zalegalizowano w 2002 r. Przez kilkanaście lat prawo tak bardzo zliberalizowano, że pozwala ono nawet na zabijanie dzieci. By poprosić o śmierć, nie trzeba być poważnie chorym, wystarczy oficjalnie zadeklarować "niechęć do dalszego życia". W imieniu dzieci decydują rodzice albo opiekunowie prawni.
 
W 2003 r. zarejestrowano w Belgii 235 przypadków eutanazji. Po dziesięciu latach było ich już 1816, co oznacza wzrost o ponad 600 proc. Prawo pozwala lekarzom na sprzeciw sumienia. Nie wspomina jednak, czy klauzula sumienia dotyczy także klinik, ośrodków leczniczo-opiekuńczych i domów spokojnej starości.
 
[Na podstawie serwisu internetowego eKAI (kw) - 13.01.2016 r.]
 
Zdjęcie: MorgueFile (bjwebbiz) - FP