W koreańskich lodówkach mrozi się już ponad 100 tys. komórek jajowych. Pochodzą one od kobiet, które liczą, że w przyszłości znajdą czas na dzieci. Władze Seulu dopłacają do tej procedury, licząc na to, że w ten sposób poprawią tragiczną sytuację demograficzną.
„Chciałabym kiedyś wyjść za mąż i mieć dzieci, ale myślę, że idealny moment na to to okolice trzydziestki, czyli dokładnie ten czas, w którym chciałabym skupić się na karierze” – mówi dziennikowi „The Korea Times” 21-letnia studentka Kim Ye-ji, która rozważa przechowanie swoich komórek rozrodczych na potem. Kobieta obawia się, że w późniejszym wieku może mieć trudność z zajściem w ciążę i najwyraźniej liczy na to, że łatwiejsze będzie sztuczne zapłodnienie z użyciem komórki, która przez kilkanaście lat znajdowała się w zamrażarce.
Gazeta opisuje kolejkę do punktu informacyjnego przychodni oferującej usługę mrożenia jajeczek. Jak zauważa dziennikarz, nie stały w niej wcale kobiety zmagające się z niepłodnością, albo obawiające się kłopotów z poczęciem z powodu wieku, albo choroby. Większość zainteresowanych to dziewczyny między 20. a 30. rokiem życia. Po informacje w ciągu 2 tygodni przyszło 14 tys. potencjalnych klientek.
Procedura hiperstymulacji hormonalnej, pobrania komórek i zamrożenia ich kosztuje równowartość 8,6 tys. zł. Oprócz tego za każdy rok przechowywania jajeczek przychodnia dostanie ok. 800 zł. Zabiegi dofinansowuje samorząd Seulu.
Postępowanie koreańskiego samorządu przypomina błądzenie we mgle. Kiedy 10 lat temu zamrożenie gamet współfinansowały u swoich pracownic amerykańskie korporacje, takie jak Apple czy Facebook, pojawiały się głosy, że w ten sposób firmy chcą zniechęcić kobiety do rodzenia dzieci. Pracownice dostawały sygnał: teraz masz siedzieć w biurze i nie zajmować się niczym innym, a o dzieciach pomyślisz za 10, albo 15 lat – mówili krytycy.
Władze stolicy Korei liczą, że skutek będzie przeciwny – mrożenie jajeczek ma sprawić, że kobiety jednak urodzą dzieci. Zgodnie z tym sposobem myślenia, osoby, które teraz są zajęte karierą i nie tylko nie mają potomstwa, ale zwykle nawet nie angażują się w związki, nie mówiąc o wychodzeniu za mąż, za jakiś czas nagle zmienią podejście do życia. Wtedy natychmiast znajdą ojców dla swoich dzieci, ale nie będą mogły począć potomstwa normalnie, więc potrzebne będą komórki z lodówki. Na szczęście w międzyczasie nie odechce im się płacić co roku za trzymanie gamet w zamrażarce, więc jajeczka będą na miejscu, w dobrym stanie, gotowe do zapłodnienia in vitro. Pomijając nawet moralną ocenę samego zapłodnienia na szkle, cały ten plan brzmi rażąco naiwnie.
Wspomóż obronę życia |
Zadowoleni z postępowania władz Seulu mogą być właściciele przychodni in vitro, którzy dostali pokaźny zastrzyk finansowy. Liczba zamrożonych komórek jajowych jeszcze w 2020 r. wynosiła 44 tys. w całym kraju. Dziś to już 105 523 gamety. W dodatku, skoro to przychodnie zajmują się udzielaniem informacji, to nie ma obawy, że ktoś zwróci klientkom uwagę na absurd całej sytuacji czy np. ryzyko utraty dziecka poczętego w laboratorium i to ze starej komórki.
Powodów do zadowolenia nie ma jednak rząd i wszyscy ci, którym zależy na przyszłości Korei Południowej. 51-milionowe dziś społeczeństwo kurczy się w szybkim tempie. 41 proc. gospodarstw domowych to gospodarstwa jednoosobowe. Wskaźnik urodzeń wynosi 0,7 na kobietę i jest najniższy na świecie. W 2022 r. tylko 3,7 na 1000 osób wzięło ślub, co jest rekordowo niskim wynikiem. Średni wiek zawierania pierwszego związku małżeńskiego w 2022 r. wynosił 34 lata dla mężczyzn i 31,5 lat dla kobiet, a pierwsze dziecko kobieta rodzi mając średnio prawie 33 lata. To najgorszy wynik wśród krajów OECD. Państwo wydało już miliardy na programy prodemograficzne, ale bez rezultatów. Trudno się spodziewać, żeby dosypanie pieniędzy przychodniom in vitro nagle miało to zmienić.
[Za: france24.com, koreatimes.co.kr/opoka.org.pl, zdj. unsplash/hernan-sanchez]