Zwolennicy aborcji często wmawiają, że przynosi ona ulgę kobietom, które zaszły w niechcianą ciążę. Takie obietnice składają aborcjoniści czy personel centrów aborcyjnych, gdy starają się zarobić pieniądze za „usługę” wobec młodych, niedoświadczonych kobiet, które przychodzą na konsultacje będąc w nieplanowanej ciąży.
Natomiast gorąco zaprzeczają świadectwom kobiet, które cierpią za pourazowy zespół poaborcyjny. Nowe badania ukazują, że w rzeczywistości jest zupełnie inaczej.
Największy w Ameryce biznes aborcyjny – Planned Parenthood (oraz ich zwolennicy) – nieustannie atakują centra pomocowe dla kobiet w ciąży za to, że nie oferują aborcji. Twierdzą, że brak pełnej oferty usług krzywdzi te kobiety, ale jednocześnie zaprzeczają świadectwom kobiet pogrążonych w żałobie i cierpiących po dokonaniu aborcji. Planned Parenthood nawet twierdzi, że ponad 95% kobiet, które dokonały aborcji, deklaruje, że po „zabiegu” głównie odczuwały ulgę. Tak jednak nie jest!
Nowe badanie przeprowadzone przez Elliot Institute pod koniec marca br. obala to twierdzenie, wykazując, że żal i depresja po dokonaniu aborcji występują znacznie częściej. Porównując reakcje kobiet, które poroniły w sposób naturalny, z kobietami, które celowo dokonały aborcji, badanie wykazało, że obie grupy zgłaszały porównywalny poziom żalu, depresji i lęku. Jednak kobiety, które dokonały aborcji, zgłaszały znacznie wyższy poziom poczucia winy, wstydu i żalu.
Ulga była widoczna tylko wśród 30% kobiet biorących udział w tym badaniu. Opisywały one swoje aborcje jako chciane i zgodne ze swoimi wartościami i preferencjami. U wszystkich innych ulga była rzadko zgłaszana. Siedemdziesiąt procent twierdziło, że odczuwało presję ze strony innych osób lub okoliczności, aby aborcji dokonać. Te zewnętrzne naciski były silnie powiązane z kobietami zgłaszającymi, że ich aborcje były niespójne lub sprzeczne z ich własnymi wartościami i preferencjami.
Około 13% kobiet, które dokonały aborcji i brały udział w tym badaniu, opisało to doświadczenie jako wymuszone. Właśnie te kobiety konsekwentnie oceniały swoje negatywne reakcje jako poważniejsze niż wszystkie inne badane podgrupy. Kobiety z tej grupy były również najbardziej skłonne do stwierdzenia, że nadal mają intensywne, negatywne reakcje, nawet 20 lat po dokonanej aborcji.
Twierdzenie zwolenników aborcji, że ulga jest najczęstszą reakcją po aborcji, w rzeczywistości opiera się zaledwie na dwóch badaniach – twierdzi David Reardon, dyrektor Elliot Institute i autor najnowszego badania na ten temat.
Oba wcześniejsze badania były mało wiarygodne, ponieważ opierały się na małych próbach badanych kobiet, które rekrutowano do udziału w badaniach w placówkach aborcyjnych, a znaczna większość tych (kobiet w każdym z tych badań) odmówiła lub zrezygnowała z udziału i współpracy.
- To odzwierciedlenie stronniczości wynikającej z samooceny – stwierdził Reardon. – W momencie rekrutacji w placówce aborcyjnej kobiety, które przewidują lub doświadczają najbardziej negatywnych reakcji, są tymi, które najprawdopodobniej odmówią lub zrezygnują ze współpracy w badaniach – stwierdził Reardon. – Nie chcą myśleć o swoich aborcjach, a tym bardziej rozmawiać o nich z nieznajomymi. (...) Dlatego w badaniach prowadzonych przez placówki aborcyjne mają bardzo niski wskaźnik uczestnictwa – zaledwie 30%. Obejmują one głównie kobiety, które są najbardziej przekonane, że podjęły właściwą decyzję i mają najmniej negatywnych reakcji.
Reardon na potrzeby swojej pracy przeprowadził losowe ogólnokrajowe (w USA) badanie 1925 kobiet w wieku od 41 do 45 lat. Temat podejmowanego badania nie został ujawniony z wyprzedzeniem, a przed zadaniem kobietom pytań o historię aborcji zastosowano metodologię redukcji stygmatyzacji.
W rezultacie 21,2% ankietowanych kobiet przyznało się do co najmniej jednej aborcji, co jest liczbą bardzo zbliżoną do 23,7% – wskaźnika aborcji podawanego przez Guttmacher Institute, ale także dwukrotnie wyższą od wskaźnika większości ogólnokrajowych badań, w których zwykle obserwuje się znacznie wyższe wskaźniki ukrywania faktu aborcji.
Reardon jest przekonany, że wyniki, które są częścią szerokich badań nad niechcianą aborcją, finansowanych przez Charlotte Lozier Institute, powinny być uwzględniane w reklamach dostawców usług aborcyjnych i politykach tzw. świadomej zgody.
Jego ustalenia nadają się do poddania ich ponownej, porównawczej analizie, gdyż metodologia jest powtarzalna. Reardon twierdzi, że dzięki temu wyniki jego badania można obalić, ale nikt tego nie robi.
– Fakt, że badacze, pracujący dla organizacji proaborcyjnych, nie znaleźli dotąd żadnych wad w naszych wcześniejszych badaniach, opartych na tym samym zestawie danych, podkreśla dokładność tych ustaleń – powiedział.
– Ponieważ nie mają żadnych dowodów dla podważenia wyników naszych badań, ich jedyną reakcją jest udawanie, że nasze ustalenia nie istnieją, mając nadzieję, że media zrobią to samo.
Także inne badanie przeprowadzone przez Reardona i opublikowane w styczniu br. pt. Ryzyko samobójstwa związane z wynikami ciąży: krajowe badanie przekrojowe amerykańskich kobiet w wieku 41-45 lat, wykazało dwukrotnie wyższe ryzyko samobójstwa wśród kobiet, które dokonały aborcji w porównaniu z innymi kobietami.
Z wyników tego badania wynika, że kobiety, które dokonały aborcji, dwukrotnie częściej podejmowały próby samobójcze w porównaniu z innymi kobietami.
Kobiety, które dokonały aborcji, zwłaszcza te, które zostały zmuszone lub nie chciały dokonać aborcji, znacznie częściej twierdziły, że w bezpośrednim następstwie tego faktu pojawiły się u nich myśli i zachowania samobójcze, w porównaniu z kobietami ze wszystkich innych grup.
- Kobietom należy powiedzieć, że jeśli odczuwacie jakąkolwiek presję, aby dokonać aborcji lub macie wewnętrzne dylematy moralne – wystąpienie negatywnych reakcji jest znacznie bardziej prawdopodobne niż odczuwanie ulgi emocjonalnej – stwierdził.
Odnośnie tego najnowszego badania podkreślił: – W wielu przypadkach te negatywne reakcje mogą trwać przez dziesięciolecia. Wmawianie, że tak nie jest – to oszustwo!
Źródło: Life News, wg art. Patty Knap, opracowanie własne – 21 kwietnia 2025 r.