Przez 70 lat w Japonii uśmiercono około 40 mln poczętych dzieci. Dzisiaj japońskie społeczeństwo zaczyna powoli budzić się dla cywilizacji życia. Coraz bardziej aktywne stają się ruchy pro-life. Do tej pory były mało popularne.
Lipcowy Marsz dla Życia zgromadził w Tokio około 250 osób. Przed czterema laty, w pierwszym takim marszu wzięło udział zaledwie 30 osób. Z pozoru nie są to jakieś zawrotne liczby. Tym bardziej, że dotyczą kraju, którego populacja w połowie 2018 r. wynosiła 126,5 mln osób.
Jednak dla ordynariusza Tokio jest to wyraźny sygnał, że japońskie społeczeństwo zaczyna występować przeciw kulturze odrzucenia najsłabszych. Jak powiedział abp Tarcisio Kikuchi, „wielu Japończyków myśli, że wartość ludzkiego życia zależy od jego produktywności”.
W Japonii aborcję zalegalizowano w 1948 r. W przeciwieństwie do innych krajów, proces wprowadzania ustawy zezwalającej na przerywanie ciąży w Kraju Kwitnącej Wiśni przebiegł nadzwyczaj szybko – to była kwestia kilku miesięcy. Poza przyczynami medycznymi, liberalne prawo dopuszcza uśmiercenie dziecka do 22. tygodnia jego życia płodowego ze względu na trudną sytuację społeczno-ekonomiczną matki.
Badania społeczne z 2005 r. ujawniły, że jedna na sześć kobiet w wieku od 16 do 49 lat dokonała w swoim życiu jednej lub więcej aborcji. Co ciekawe, ponad połowa ankietowanych zaznaczyła, że opłakiwała śmierć dziecka poddanego aborcji.
Tym bardziej cieszą i budzą nadzieję na poprawę sytuacji nawet najmniejsze przejawy ruchów „za życiem”. Dla abp. Kikuchiego organizowanie dorocznych marszy jest ważne choćby ze względu na zwrócenie uwagi społeczeństwa na kwestię wartości i świętości ludzkiego życia. Wśród Japończyków rodzi się pragnienie promowanie kultury życia – podkreśla ordynariusz Tokio.
[Na podstawie serwisu informacyjnego:Vatican News/ PL – 05.08.2018 r.]
Zdjęcie: MorgueFile (dantada) - FP