Zawodniczki biorące udział w Igrzyskach Olimpijskich niejednokrotnie doświadczają konfliktu pomiędzy swoim macierzyństwem a karierą sportową. Znane są sytuacje, gdy presja na nie bywa tak duża, że godziły się na przerwanie ciąży. Presję tę wywierali nie tylko trenerzy czy kluby sportowe, ale także sponsorzy, odmawiający finansowania. Jednak skutki zabicia dziecka w łonie matki pozostają na lata i wiele zawodniczek nosi je w sobie.
Jedna z takich historii dotyczy czterokrotnej złotej medalistki, lekkoatletki Sanyi Richards-Ross. Po raz pierwszy odważnie przyznała się do dokonania aborcji w swojej książce p. t. Chasing Grace (W pogoni za łaską), opublikowanej w 2017 roku. Także obecnie – 11 sierpnia –podzieliła się swoją historią z prezenterem Bleacher Report (Wiadomości Sportowe), Master Tesfatsionem, podczas jego znanego show Nieopowiedziane historie. Richards-Ross podkreśliła, że oparcie się na Bożym miłosierdziu przyniosło jej uzdrowienie i wybaczenie po aborcji, która została dokonana dzień przed jej wylotem na olimpiadę do Pekinu w 2008 roku.
To było najtrudniejsze wydarzenie w całym moim życiu – powiedziała. – Tuż przed olimpiadą dowiedziałam się, że jestem w ciąży. W tym czasie Sanya była już zaręczona ze swoim przyszłym mężem, piłkarzem Aaronem Rossem. Była przekonana, że nie są gotowi na dziecko i w żadnym wypadku nie chciała zrezygnować ze swoich olimpijskich marzeń. To był jednak wybór, który na zawsze zmienił jej życie.
- Ludzie mówią: »Po prostu zrób aborcję« - powiedziała – Cóż, to nie było takie „po prostu”! Dla mnie było bardzo traumatyczne. Pojechałam na Igrzyska Olimpijskie i dosłownie czułam, że nie zasługuję na to, aby tam być.
Sanya twierdzi, że aborcja jest powszechna wśród jej koleżanek sportsmenek. W swojej biograficznej książce w 2017 roku napisała: większość kobiet zaangażowanych w sporcie, które znałam, przeszło przynajmniej jedną aborcję. Kolejny raz podczas wywiadu dla „Sports Illustrated” powiedziała, że nie zna takiej lekkoatletki, która nie miała aborcji.
Odbiło się to również na jej zdrowiu fizycznym. – Zalecają ci, abyś sobie zrobiła dwa tygodnie luzu, a ja zaraz potem jestem na hardcorowym treningu – powiedziała. – Ląduję w Pekinie i muszę zasuwać na pełny gaz. To wpłynęło na moją wydolność fizyczną. W noc przed finałem nie mogłam spać. Byłam tak bardzo rozbita i psychicznie, i fizycznie – powiedziała. – Wtedy zdobyłam brązowy medal, ale wszystko było nie tak, prawda? To było dla mnie naprawdę trudne, wręcz miażdżące.
Po biegu natychmiast oddaliła się od grupy. – Po wyścigu mieliśmy polecenie, aby wracać do wioski olimpijskiej – wspomina. – Pomyślałem, że za nic nie wrócę! To był moment mojego największego dołka psychicznego. Zaczęłam krzyczeć! Nic dookoła nie widząc wskoczyłam do autobusu i to nie był właściwy autobus. Czułam się całkowicie zagubiona i fizycznie, i duchowo, i emocjonalnie. Przykucnęłam na chwilę na ziemi i zaczęłam płakać. To był ten moment, gdy spotkałam Boga – powiedziała.
- Naprawdę nie kłamię, poczułam się tak, jakby Boża obecność przytuliła mnie całą na tej chińskiej ulicy – wspomina. – To brzmiało tak: Kocham cię i zostało ci wybaczone! A ja pomyślałem, och, miłość Boża nigdy się nie kończy!
Także na ulicy nie zgubiła się sama. Podszedł do niej jakiś mężczyzna – Amerykanin, jak się okazało, i zapytał czy wszystko jest w porządku. – Pomógł mi zadzwonić do mojej mamy. Wróciłam do domu, do mojej rodziny – mówi Sanya. To przeżycie nazywa początkiem uzdrowienia z tego koszmarnego doświadczenia.
Sanya Richards-Ross chce dzielić się swoją historią. Należy do Kościoła Baptystów Greater Mount Zion w Teksasie, więc zdecydowała się dać publiczne świadectwo w swojej wspólnocie. Powiedziała wówczas: - Aborcja? „Nie zabijaj!”. Jak mogłem? Było to sprzeczne z wszystkim, za czym się opowiadałam i czym chciałam być! Opowiedziała też o dotknięciu Boga, gdy zgubiła się w Chinach, gdzie nikt nie mówił w jej języku.
- Zawsze sądziłam, że wszystko musi być idealne, aby zasłużyć na Bożą miłość i łaskę – powiedziała. – Tego jednak dnia miałam pewność, że Bóg daje nam to wszystko za darmo!
Aborcja – to było najgorsze doświadczenie w moim życiu, które diabeł zamierzał wykorzystać, aby trzymać mnie w kleszczach rozpaczy i wstydu. Bóg jednak objawił swoją doskonałą miłość! – powiedziała. – Absolutnie nikomu nie życzę takiego doświadczenia! Mogę jednak dawać świadectwo, że w sytuacji, gdy życie staje się koszmarnie szare i wydaje ci się, że przekroczyłeś granicę i nie ma już powrotu, Bóg wciąż czeka na ciebie z otwartymi ramionami. Czyż nie jest błogosławieństwem zrozumieć, że dla Boga znaczymy o wiele więcej niż nasze złe wybory? Prawdą jest, że Bóg jest o wiele większy od naszego wstydu!
Więcej informacji o mistrzyni olimpijskiej, która pomaga wybrać życie TUTAJ
Źródło: Life News, opracowanie własne – 27 sierpnia 2021 r.