Czy ludzkość powinna istnieć? Czy należy dbać o jej przetrwanie? Jeśli twoja odpowiedź brzmi tak, to możesz być skrajnie prawicowy i groźny dla naszej planety, jeśli wierzyć artykułowi opublikowanemu przez Politico.
Dziennikarka Gaby Del Valle relacjonowała pierwszą konferencję Natal Conference w Austin w Teksasie i to, co zobaczyła, wybitnie ją zaniepokoiło.
Kontekstem konferencji był poważny kryzys demograficzny, dotykający większości naszej planety, z wyjątkiem krajów afrykańskich. Pro-nataliści martwią się spadkiem liczby urodzeń na całym świecie, gdzie wiele krajów doświadcza implozji populacji. Niezliczone problemy gospodarcze i polityczne jawią się na horyzoncie jako skutek niedoboru urodzeń. Przykłady są oczywiste: programy opieki społecznej opierają się na właściwej piramidzie demograficznej, o szerokiej podstawie młodszego pokolenia, które może wspierać starszych, schodzących już z rynku pracy.
Sam wolny rynek do poprawnego funkcjonowania także wymaga zarówno producentów, jak i konsumentów. Kryzys populacyjny popycha reżimy do desperackich zachowań, a w społeczeństwach demokratycznych przynosi coraz większy chaos związany z daremnymi usiłowaniami ekip rządzących, aby populacyjną dziurę zapełnić imigrantami.
Dziennikarze Politico chcieliby jednak, abyśmy zamknęli oczy na te problemy. Według nich każdy, kto pragnie kultury, w której wychowanie dzieci jest najważniejsze, jest skrajnie prawicowy, a zatem stanowi zagrożenie, które należy eliminować.
Autorka raportu z konferencji ucieka się do najdziwaczniejszych, sprzecznych z rozsądkiem i faktami argumentów, aby jej czytelnicy uznali, że troska o spadek liczby urodzeń jest dla dziwaków, a normalni ludzie uważają posiadanie dzieci za niewłaściwe. Artykuł Gaby Del Valle świadczy o tym, jak bardzo zaniepokojeni są autorzy związani z Politico, z jakim niepokojem śledzą konferencje natalistyczne i słuchają pro-liferów.
Szkoda czasu na cytowanie całego artykułu, niech wystarczy jeden akapit, który jest znamienny, wskazując na paranoiczne skojarzenia jego autorki:
Przez cały czas niektóre religijne kultury konserwatywne nadal postrzegały wychowywanie dużej liczby potomstwa jako boski nakaz. Tymczasem biali supremacjoniści przedstawili swój projekt jako sposób na zapewnienie „przyszłości dla białych dzieci”, jak zadeklarował David Lane, członek-założyciel grupy białych nacjonalistów The Order.
Co ma wspólnego religijna kultura konserwatywna z białym supremacjonizmem? Raczej niewiele. Ale autorce Politico wszystko kojarzy się ze wszystkim, jak typowemu paranoikowi.
Wspomóż obronę życia |
Tymczasem bycie za życiem i pozytywne podejście do demografii nie ma wiele wspólnego z konserwatyzmem, czy skrajną prawicowością, a raczej jest przejawem zdrowego rozsądku i instynktu samozachowawczego. To odwieczna cecha każdego zdrowego społeczeństwa. A to, że obecnie społeczeństwa na całym świecie przyjęły życiowe modele, które unikają rodzenia i wychowania dzieci, nie jest z pewnością przejawem normalności.
Paradoksalnie, można jednak w krytyce pro-natalizmu dostrzec pewien rys racjonalny. Pro-natalistyczny konserwatyzm religijny niepokoi postępowców, ponieważ broniąc się przed rodzeniem dzieci, sami skazują się na szybkie wymarcie fizyczne już w następnym pokoleniu, wraz ze swoimi absurdalnymi poglądami. Innymi słowy, jeśli osoby konserwatywne i religijne będą mieć więcej dzieci niż niewierzące, a te dzieci pozostaną religijne, to właśnie ci religijni dosłownie odziedziczą ziemię w ciągu pokolenia lub dwóch. Taki jest koniec wszelkich utopijnych ideologii, a życie ostatecznie zawsze wygrywa z cywilizacją śmierci.
Źródło: Opoka, wg art. w Polityco – 14 sierpnia 2024 r.