Ponad 3,2 mln Irlandczyków było uprawnionych do udziału w krajowym referendum dotyczącym zgody na usunięcie z konstytucji zapisu o równym prawie do życia kobiety w ciąży i poczętego dziecka. Usunięcie tego zapisu otwiera na oścież drogę do liberalizacji przepisów o warunkach przerywania ciąży. Kompetencje odnośnie do regulacji w tej sprawie przejmuje teraz parlament.
Jak dotąd, aborcja jest w Irlandii zasadniczo nielegalna. Jedyny wyjątek wprowadzono w 2013 r. To sytuacja, kiedy lekarz stwierdza bezpośrednie zagrożenie dla życia kobiety. Obecny rząd przygotował już projekt bardzo liberalnej ustawy. Propozycja zawiera możliwość przerwania ciąży na żądanie - po uprzedniej konsultacji z lekarzem - do 12. tygodnia od poczęcia; prawo do aborcji do 24. tygodnia w przypadku poważnego zagrożenia życia lub zdrowia kobiety lub poważnego uszkodzenia płodu; a także prawo do przerwania ciąży do czasu rozpoczęcia akcji porodowej w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia kobiety lub śmiertelnego uszkodzenia płodu.
Zwolennicy tak radykalnej zmiany prawa - w tym premier Leo Varadkar i minister zdrowia Simon Harris - tłumaczyli, że Irlandki „są zmuszone” do wyjazdu do klinik aborcyjnych na terenie Wielkiej Brytanii i skazane na trudną podróż, często bez wsparcia najbliższych. Wiele kobiet kupuje w internecie i zażywa bez opieki lekarskiej nielegalne tabletki poronne. Jak podkreślali obaj politycy, zmiana przepisów to tylko uznanie stanu rzeczywistego.
Przeciwnicy uchylenia konstytucyjnej ochrony życia odrzucają propozycję prawa do przerwania ciąży "na żądanie" w pierwszym trymestrze, a także krytykują autorów projektu ustawy za nieprecyzyjny język, otwierający drogę do dalszej liberalizacji przepisów. Jednocześnie tłumaczyli, że legalizacja przerywania ciąży może doprowadzić do radykalnej zmiany postaw społecznych i mniejszego szacunku dla życia poczętych dzieci. W efekcie liczba aborcji szybko wzrośnie.
Irlandczycy poszli do urn po ostrej kampanii referendalnej. Obie strony oskarżały się o złe intencje, prezentowanie ekstremalnych poglądów i nazbyt emocjonalne przekonywanie wyborców, że proponowane przez nich rozwiązania w lepszym stopniu chronią kobiety.
Komentatorzy wydarzenia tłumaczyli opinii publicznej, że w referendum starły się dwie wizje Irlandii: tradycyjnie konserwatywnego kraju chroniącego życie oraz państwa liberalnego, które stawia na prawo jednostki do wyboru.
Nieco inaczej widział to Ben Ryan z katolickiego think tanku Theos: „Po jednej stronie mamy kampanię, która traktuje aborcję jako kwestię opieki zdrowotnej, praw kobiet, gdzie kluczowym kryterium jest autonomia i możliwość wyboru. Po drugiej stronie - zwolenników przekonania, że życia zaczyna się w momencie poczęcia, jest cenne i nie może być przerwane tak samo, jak nie można byłoby zabić dwuletniego dziecka".
Badania opinii publicznej pokazały, że największe kontrowersje wśród uczestników referendum wzbudzał 12-tygodniowy okres zezwalający na wykonanie aborcji „na żądanie”. Wprawdzie 47 proc. ankietowanych uważało, że prawo musi ulec zmianie, ale rządowa propozycja idzie w ich przekonaniu za daleko.
W referendum nie obowiązywał próg frekwencyjny. Jest ważne bez względu na to, ile osób weźmie udział w głosowaniu.
Badania exit poll ujawniły, że około 2/3 Irlandczyków opowiedziało się za zniesieniem konstytucyjnej ochrony życia poczętego dziecka. Zwolennicy zmian zyskali przewagę w niemal każdej grupie wiekowej (poza osobami powyżej 65 roku życia) oraz we wszystkich częściach kraju - zarówno w miastach, jak na wsi. Według ankieterów za zmianami zagłosowało ponad 72 proc. kobiet. i 66 proc. mężczyzn.
Po zamknięciu lokali wyborczych premier Irlandii Leo Varadkar opublikował wpis na Twitterze: "Demokracja w działaniu. Wygląda na to, że jutro zmienimy kurs historii" - dodał.
W podobnym tonie wypowiedział się minister zdrowia Simon Harris, jeden z liderów kampanii „za zmianami”: „Będę spał dzisiaj w nadziei, że obudzę się w kraju, który jest bardziej empatyczny, pełen troski i szacunku. Było zaszczytem wziąć z wami udział w tej podróży i pracować #razemdlatak".
Wynik referendum nie jest bezpośrednio wiążący dla parlamentu. Posłowie mają prawo wprowadzenia poprawek do przygotowanej przez rząd ustawy. Varadkar zapowiadał jednak, że intencją rządu jest wprowadzenie liberalnych przepisów jeszcze w tym roku.
[Na podstawie serwisów informacyjnych: PAP via Deon – 25-26.05.2018 r.]
Zdjęcie: Wikipedia (Havelbaude) - CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=13378650