Coraz częściej pojawiają się doniesienia o zmuszaniu lekarzy do przeprowadzania zmiany płci, co powoduje trwałe okaleczenie zdrowych fizycznie osób. Jest to działanie wbrew elementarnej regule Hipokratesa „przede wszystkim nie szkodzić” i powoduje bardzo poważną presję na lekarzy, łamiącą ich sumienia. Agresywna propaganda ideologii genderyzmu coraz częściej wpisywana w tzw. poprawność polityczną, stawia wielu lekarzy pod ścianą pod groźbą utraty prawa do wykonywania zawodu i wyrzucenia z pracy. Dotyczy to nie tylko chirurgów, ale także innych specjalności: lekarzy rodzinnych, internistów, endokrynologów i in. Jest to sytuacja nowa, gdyż dotychczas takie sytuacje dotyczyły tylko lekarzy odmawiających wykonania aborcji i wypisywania recept na środki antykoncepcyjne i poronne.
Wesley J. Smith znany prawnik i publicysta amerykański zwraca uwagę, że obecnie na konkretne decyzje lekarzy wpływa już nie tylko sama wiedza i osiągnięcia medycyny, ale coraz częściej szeroko rozumiana kultura, na którą składają się polityka, medialna narracja czy nawet precedensowe wyroki sądowe, zgodne z gwałtownie upowszechnianą ideologią genderową. Napisał on bestsellerową publikację „Kultura śmierci. Gdy medycynie wolno szkodzić”. Przyznaje na łamach „The American Spectator”, że do refleksji pobudziła go sprawa katolickiego szpitala w Sacramento w stanie Kalifornia, który został podany do sadu, za to, że odmówił pacjentce wykonania histerektomii (całkowitego chirurgicznego usunięcia narządów rodnych). Ta kobieta była fizycznie zdrowa, ale zapragnęła zostać mężczyzną, więc ta interwencja chirurgiczna miała być początkiem jej transformacji płciowej. Tymczasem usunięcie zdrowego organu w sytuacji, gdy nie występuje żadna biologicznie uwarunkowana patologia, jest sprzeczne z katolickim systemem etycznym, którym kieruje się w swym postępowaniu ten katolicki szpital. W świetle tych norm żądanie pacjentki jest bowiem prośbą o okaleczenie.
Smith wskazuje na szerokie implikacje tej sprawy w odniesieniu do wolności wyznania, ukazując jak współczesny świat medycyny na dobre rozstaje się z tradycyjną etyką, wymuszając spełnianie najbardziej radykalnych i wymyślnych żądań pacjentów.
Zdaniem publicysty, w swych ekstremalnych żądaniach transgenderyzm przypomina chorobę umysłową polegającą na zaburzeniach tożsamości i integralności ciała (BIID – apotemnofilia). Osoby cierpiące na te zaburzenia są przekonane, że ostatecznym celem ich życia jest posiadanie niepełnosprawnego ciała. Często pragną oni amputacji konkretnej kończyny, gdyż, jak twierdzą, nie pasuje ona do ich paradoksalnie „niekompletnego ciała”. Obsesja ta jest na tyle silna, że niektórzy specjalnie się okaleczają – uszkadzają kręgosłup czy doprowadzają się do ślepoty.
Według naukowca nie ma różnicy pomiędzy biologicznym mężczyzną żądającym operacji zmieniającej jego ciało, gdyż identyfikuje się z kobietą, a pacjentem cierpiącym na BIID, który pragnie pozbyć się zdrowych elementów swego ciała, aby w końcu poczuć się dobrze w swoim ciele. Zresztą, dzięki niektórym koryfeuszom współczesnej psychiatrii, karmiących się ideologicznymi przesłankami transgenderyzmu, sama apotemnofilia przestaje być już nazywana chorobą. Osoby cierpiące na te zaburzenia doskonale pasują do kolejnych „zamkniętych w niechcianym ciele” bohaterów transgenderowej narracji, narzucanej dziś tak często współczesnej kulturze.
Jeżeli nie zatamujemy tego moralnego krwotoku w kulturze, może już za 10 lat operacje, polegające na okaleczaniu i czynieniu ciała niepełnosprawnym, będą powszechnie dozwolone w szpitalach Zachodu, a za 15 lat szpitale i lekarze stracą prawo do sprzeciwu – ostrzega starszy doradca w Center on Human Exceptionalism w Discovery Institute, a Peter Skurkiss z LifeSiteNews.com wtóruje: To nie może dobrze się skończyć. Albo Ameryka się obudzi, albo ostatecznie osunie się w przepaść.
Źródło: KAI/PCh24 - 30 września 2019 r.