Benson Artman urodził się jako skrajny wcześniak, w 23 tygodniu ciąży. Lekarze przewidywali, że przeżyje najwyżej godzinę po porodzie. Chłopiec zaskoczył jednak wszystkich swoją siłą, nie tylko przeżywając, ale także pokonując wiele kłopotów zdrowotnych. Dziś Benson ma ponad 5 lat i rozwija się wspaniale, dając wiele powodów do radości swojej rodzinie.
Benson przyszedł na świat w listopadzie 2017 roku, ale poród nastąpił zdecydowanie za wcześnie, ze względu na wystąpienie krwiaka podkosmówkowego. Chłopiec w chwili narodzin ważył zaledwie 510 gramów. Lekarze nie dawali mu wówczas szans na przeżycie. Oznajmili zrozpaczonym rodzicom, że ich syn umrze w ciągu najwyżej godziny.
Powiedzieli nam, abyśmy przytulili go i poczekali aż umrze. I odmówili interwencji medycznej – wspomina mama Bensona Megan.
Następnie personel szpitalny zostawił rodziców z dzieckiem sam na sam, zalecając im, aby się pożegnali.
Jednak po pięciu godzinach okazało się, że serce Bensona wciąż bije, a chłopiec, mimo braku wspomagania, oddycha. Dopiero wówczas zadecydowano, by przenieś malucha do specjalistycznego szpitala dziecięcego i tam udzielić mu niezbędnej pomocy. Na szczęście dziecko dobrze zareagowało na wysiłki lekarzy.
[Lekarze] zrobili dla niego wyjątek, bo wszyscy byli tak zszokowani tym, jak sobie radzi. Ale zazwyczaj nawet nie próbują ratować dzieci urodzonych aż tak wcześnie – twierdzi mama.
Z biegiem dni Benson zaczął osiągać kolejne ważne punkty rozwojowe. Gdy miał 17 dni, pierwszy raz otworzył oczy. Gdy skończył trzy tygodnie, jego mama mogła pierwszy raz wziąć go na ręce i przytulać przez 40 minut.
Dobrze to zniósł i przez cały ten czas był dość stabilny. Nie możemy się doczekać, kiedy będziemy mogli mieć dłuższy kontakt skóra do skóry – opowiadała wówczas Megan.
Jak wykazują badania, tzw. kangurowanie, czyli przytulanie w kontakcie skóra do skóry, bardzo służy przedwcześnie urodzonym dzieciom. Tak też było w przypadku Bensona. Po tej chwili czułości jego parametry się poprawiły.
Zdecydowanie dłużej, bo aż 50 dni, na przytulenie synka musiał jednak poczekać tata chłopca. Jego mama podzieliła się wówczas taką wiadomością:
Dziś był wielki dzień. Benson skończył już siedem tygodni, a tatuś mógł go potrzymać po raz pierwszy! Obaj byli bardzo szczęśliwi. Długo trzeba było czekać, ale to było słodkie, móc na to patrzeć.
Po 174 dniach od narodzin chłopiec opuścił szpitalny oddział i mógł wreszcie wrócić do domu, gdzie czekały na niego trzy starsze siostry. Dla dziewczynek przyjazd brata był wielką niespodzianką, bo choć wiedziały, że wkrótce zostanie wypisany ze szpitala, to rodzice nie powiedzieli im, kiedy dokładnie to się stanie.
Jego przybyciem zaskoczyliśmy nasze trzy dziewczynki… Najmłodsza przyjechała pierwsza. Na początku było trochę wahania, prawdopodobnie spowodowanego szokiem na jego widok, ale była uszczęśliwiona, że w końcu go spotkała. Wkrótce potem Tim odebrał nasze starsze córki ze szkoły… Weszły i po kilku chwilach opowiadania mi o swoim dniu, zauważyły, że jego huśtawka porusza się w salonie… I… był na niej! Szczęki im opadły. Najstarsza siostra padła na kolana. Średnia po prostu stała tam, zupełnie zamurowana. Obie miały najwspanialsze uśmiechy – opowiada mama chłopca.
Z biegiem lat Benson nadrabia wszystkie zaległości wobec swoich rówieśników urodzonych o czasie. Jego rodzice dziękują Bogu za cud życia swojego synka i nie mają wątpliwości, że Benson żyje, bo Bóg ma dla niego niezwykły plan.
Gdy urodziłam Bensona, pielęgniarka położyła to małe, półkilogramowe ciałko na mojej klatce piersiowej i cały personel opuścił pokój, zostawiając go na śmierć… Ledwo go czułam, był taki maleńki. Mój mąż łkał w kącie Sali, z głową schowaną w dłoniach. To nie tak miało być. I to było piekło – wspomina Megan. – Wciąż powtarzałam w myślach: nie, to nie jest wola Boga. Wiedziałam, że nie jest. Wróg starał się nas okraść, zabić I zniszczyć. Widziałam to. I czułam. Ale odrzucałam to. Czekałam na Boga.
Wiara mamy w małego i słabego synka uratowała jego życie.
Natychmiast zaczęłam cicho mówić do Bensona. Powiedziałam mu, że jestem jego mamusią, a on jest moim dzieckiem. Że ma na imię Benson i że go kocham. Że jego tata go kocha. Jego starsze siostry go kochają. I Bóg go kocha. Że jest dla nas bardzo ważny. Powiedziałam mu, że to nie miało tak wyglądać i przeprosiłam, że nie dałam rady nosić go dłużej. Powiedziałam, że Bóg jest z nim i dla niego. I że nigdy go nie opuści ani nie porzuci. Przypomniałam sobie werset z Pisma Świętego: „Kto jest słaby, niech mówi: jestem silny!”. Więc powiedziałam mu, że jest silny. I nadal mu to mówię.
[Za:marsz.info, righttolife.org.uk, zdj.zrzut ekranu z youtube.com/ Benson Artman, facebook.com/Bensonartman]