Nie ma stópki zbył małej, by nie mogła pozostawić śladu.
Ks. dr Janusz Kościelniak posługuje jako duszpasterz rodzin po stracie dziecka. O jego posłudze rozmawia z nim Karolina Krawczyk.
Karolina Krawczyk: Kilka razy w roku w Krakowie odbywa się zbiorowy pogrzeb dzieci nienarodzonych i martwo urodzonych, których ciała nie zostały odebrane przez rodziców ze szpitala. Jak od strony prawnej i organizacyjnej wygląda przygotowanie takiego pochówku?
Ks. dr Janusz Kościelniak: Przygotowanie pogrzebu nie byłoby możliwe bez działań Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Obecnie obowiązująca ustawa nakłada obowiązek pochowania każdych ludzkich szczątek, niezależnie od tego, w którym momencie doszło do poronienia. Jeśli więc rodzice nie odbierają, z różnych powodów, ciał dzieci, to taki pochówek musi zorganizować gmina. W praktyce wygląda to tak, że najpierw szpital, w którym przechowywane są ciała dzieci, zwraca się właśnie do MOPS-u, a później to MOPS zajmuje się pochówkiem. To on organizuje trumnę, miejsce na cmentarzu, współpracuje z firmą pogrzebową – wynika to wprost ze wspomnianej wcześniej ustawy.
Jak często organizowane są takie pogrzeby?
Zazwyczaj poszczególne szpitale proszą o taki pochówek raz, dwa razy w roku. Kiedy MOPS dostanie takie zlecenie, wtedy przesyła mi informację o przygotowanym pogrzebie i prosi o obrzęd pochówku. Moja rola polega na odprawieniu ceremonii pogrzebowej, czyli mszy świętej i odprowadzeniu trumny na cmentarz. Chcę w tym momencie podziękować pracownikom krakowskiego MOPS-u, bo to dzięki ich empatii i zaangażowaniu od kilku lat możliwa jest organizacja pogrzebu z pełnym obrzędem liturgicznym. Obecnie – mówię tutaj o pogrzebach odprawianych w Krakowie – pochówek odbywa się w Podgórkach Tynieckich. Na tamtejszym cmentarzu jest już sześć mogił dzieci utraconych. Na innych krakowskich cmentarzach również są groby dzieci utraconych. Aktualnie pracujemy nad inwentaryzacją wszystkich tych miejsc.
Często pojawia się też pytanie o to, dlaczego te pogrzeby są zbiorowe. Czasem jest trzydzieści ciał, innym razem ponad trzysta…
To wynika z kilku faktów: po pierwsze, rodzice posiadają oczywiście prawo do pochowania dziecka, ale nie mają takiego obowiązku. Powodów, dla których nie decydują się na pogrzeb swojego dziecka, jest wiele, chociażby taki, że zwyczajnie może ich to przerastać emocjonalnie, psychicznie. Często poronienia sprawiają, że rodzice przeżywają głęboki szok i traumę i zorganizowanie takiego pogrzebu może być ponad ich siły. Inni nie wiedzą, że w ogóle można poprosić o wydanie ciała dziecka… Tak naprawdę za każdą taką decyzją stoi inna historia, nie ma tutaj wspólnego mianownika. A jak wygląda sama ceremonia pogrzebowa? Tutaj dużą rolę odgrywa PSOŻCZ – jego członkowie włączają się w liturgię, przynoszą kwiaty, a później też opiekują się grobami dzieci utraconych. Od niedawna modlą się z nami także członkowie krakowskiego Towarzystwa Śpiewaczego oraz jedna z dziewic konsekrowanych naszej archidiecezji.
To, na co chciałbym zwrócić uwagę to konieczność informowania o tych pochówkach. Zdarzają się sytuacje, kiedy rodzice dopiero po jakimś czasie dowiadują się, że mogli pogrzebać dziecko. Dręczą ich wyrzuty sumienia, niepokój, też niewiedza, co się z ich dzieckiem stało. Świadomość, że ich pociecha została godnie pochowana, na pewno daje poczucie pokoju.
W jaki sposób można dowiedzieć się o dacie takiego zbiorowego pochówku?
Tych dróg jest na pewno kilka. Po pierwsze, można dzwonić do szpitala, w którym doszło do poronienia – pracownicy szpitala powinni poinformować o tym, że taki pochówek się odbył lub odbędzie. Ponadto na pewno wiadomości o takim pogrzebie udzieli MOPS, bo – jak już wspomniałem – to on jest ustawowo odpowiedzialny za pochowanie nieodebranych ciał. Znam też historie, gdzie to szpital, na prośbę rodziców, zadzwonił z taką informacją. Na pewno o dacie pogrzebu informuje archidiecezja, rożne stowarzyszenia rodziców po stracie, PSOŻCZ, fundacje i lokalne media.. No i na koniec – zdarza się, że do mnie także dzwonią rodzice z pytaniem o to, kiedy będzie pogrzeb. Staramy się – my jako duszpasterstwo – przekazywać te informacje za pomocą social mediów i strony diecezji [dokładniej – Wydziału Duszpasterstwa Rodzin Archidiecezji Krakowskiej – przyp. red.].
Wspomniał Ksiądz, że rodziny nie zawsze wiedzą o możliwości zorganizowania indywidualnego pogrzebu.
Rzeczywiście tak jest. Zdarza się, że dopiero jakimś czasie od momentu poronienia rodzice dowiadują się, że mogli odebrać ciało dziecka i je pochować. Tutaj dużą rolę odgrywa katecheza parafialna – bo zazwyczaj jest tak, że jeśli już pogrzeb się odbywa, to właśnie tam, gdzie księża mówili o takiej możliwości, w kościołach parafialnych. Zdarzało się też tak, że rodzice, wiedzeni jakąś intuicją, kontaktowali się ze mną i pytali o możliwości takiego indywidualnego pogrzebu. Sam odprawiłem kilka takich mszy pogrzebowych.
Zauważam też jedną bardzo ważną zmianę, zresztą podpartą odpowiednią dyskusją teologiczną: nie ma już obrzędu „pokropku”. Dzieciom, niezależnie od tego, ile miały dni, tygodni czy miesięcy, należy się normalny pogrzeb, z mszą świętą.
Niezbywalna godność człowieka
I to mszą świętą, podczas której kapłan ma na sobie biały ornat. Dlaczego?
Pogrzeb dzieci utraconych nie jest pogrzebem, podczas którego modlimy się za zmarłe dzieci, o ich zbawienie, bo te dzieci nie mają żadnej winy moralnej. Nadzieja chrześcijańska pozwala nam wierzyć, że te dzieci są już w niebie. Stąd msza święta ma charakter dziękczynny. Dziękujemy za życie tych dzieci i prosimy o umocnienie dla rodziców i bliskich w żałobie. Niezwykle istotny jest dokument Międzynarodowej Komisji Teologicznej Nadzieja zbawienia dla dzieci zmarłych bez chrztu. Czytamy w nim, że „trzeba raczej szukać integracji i spójnego godzenia zasad wiary pod przewodnictwem Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, przypisując większe znaczenie powszechnej woli zbawczej Boga i solidarności w Chrystusie (por. Gaudium et spes, 22), aby uzasadnić nadzieję, że dzieci, które umierają bez chrztu, mogą cieszyć się życiem wiecznym połączonym z oglądem uszczęśliwiającym (…). Istnieją raczej poważne racje, jak chcemy tutaj na końcu potwierdzić, by mieć nadzieję, że Bóg zbawi te dzieci, ponieważ nie można było uczynić dla nich tego, co chciałoby się uczynić, to znaczy ochrzcić je w wierze i w życiu Kościoła”.
Poza tym charakter dziękczynny tych modlitw wybrzmiewa także wtedy, kiedy nad grobem śpiewamy Magnificat – jako wyraz oddania chwały Bogu i dziękczynienie za życie tych dzieci.
Czy zatem rodzice mogą zamówić mszę świętą w intencji swojego dziecka?
Nie ma takiej potrzeby. Rodzice mogą być spokojni o los swojego dziecka, bo takie dziecko nie potrzebuje modlitwy. Wprost przeciwnie – to ono modli się za swoich rodziców! Jeśli jednak ktoś bardzo chciałby taką mszę świętą, to intencja powinna być dziękczynna – za to, że to dziecko pojawiło się, choć na chwilę, na tym świecie.
Czy są obszary, w których powinny zmienić się działania podejmowane przez Kościół katolicki? Czy mamy sobie coś do zarzucenia jako wspólnota Kościoła?
Na pewno nie jest jeszcze idealnie, choć już wiele zmieniło się na plus. Jest szczególnie jedna rzecz, która leży mi na sercu – jeśli mówimy w Kościele o poszanowaniu życia od poczęcia, to naturalną konsekwencją jest też to, że trzeba pamiętać o godnym pogrzebie także tych dzieci, które zostały utracone.
W parafiach czymś naturalnym powinno być organizowanie pogrzebów dzieci utraconych, z pełną oprawą liturgiczną, tj. z mszą świętą, trumną (jeśli jest taka możliwość), z ceremonią pożegnania na cmentarzu. Raz na zawsze trzeba odejść od tzw. „pokropka”, który w jakiś sposób wprowadzał różnicę w podejściu do zmarłego człowieka. A przecież nie ma znaczenia, jak długo człowiek żyje – czy kilka tygodni pod sercem matki, czy kilkadziesiąt lat. Jego godność jest niezbywalna i w świetle prawa moralnego jest taka sama, niezależnie od tego, kiedy i w jaki sposób zmarł.
Jak Ksiądz ocenia znajomość przepisów prawa przez społeczeństwo, przez rodziny, które zostały dotknięte stratą?
Na pewno nie możemy osiąść na laurach i wyjść z założenia, że wszystko jest wiadome, a wiedza jest łatwo dostępna. Owszem, bez problemu można znaleźć potrzebne informacje w sieci, ale w sytuacji ogromnego stresu i szoku, jakim jest utrata dziecka, trudno jest oczekiwać od rodziców, że będą spokojnie czytać strony internetowe w poszukiwaniu wiadomości. Im więcej będziemy mówić o prawach rodziców po stracie, tym większa szansa, że w momencie, gdy dojdzie do tragedii poronienia, będą wiedzieli, co mogą zrobić i na co liczyć. To dotyczy nie tylko samego pochówku dziecka, ale także ustalenia płci, prawa do zasiłku pogrzebowego czy urlopu macierzyńskiego.
Nasi wspólni znajomi – na razie „na próbę” – prowadzili wykłady dotyczące prawnych aspektów poronienia, i to w czasie kursów przedmałżeńskich. To dobry kierunek?
Może to kogoś szokować, bo przecież ludzie, którzy chcą zawrzeć związek małżeński, nie myślą o tym, że będą grzebać własne dzieci. Chcą szczęśliwej przyszłości dla siebie, chcą szczęśliwej rodziny. Jednak dane na temat poronień są nieubłagane – około dwadzieścia procent ciąż kończy się niepomyślnie. Czy temat utraty dziecka wejdzie na stałe do zagadnień podczas kursów przedmałżeńskich? Tego nie wiem, aczkolwiek reakcje narzeczonych, z tego, co mi przekazano, wskazywały na to, że podjęcie tych tematów jest ważne i niemal konieczne.
Duszpasterstwo rodzin dzieci utraconych
Jest Ksiądz od kilku lat diecezjalnym duszpasterzem rodzin dzieci utraconych. Jakie są Księdza działania i odpowiedzialności?
Moja posługa obejmuje nie tylko rodziców czy rodziny dzieci utraconych w wyniku poronienia bądź martwego urodzenia. Staram się troszczyć także o te rodziny, w których dzieci zmarły w wyniku choroby, tragicznego wypadku czy samobójstwa. W praktyce moje duszpasterstwo obejmuje kilka wymiarów: informacyjny, gdyż rodzice pytają (telefonicznie lub mailowo) o aspekty prawne związane z pogrzebem. To dotyczy głównie pogrzebów dzieci utraconych w wyniku poronienia. Często są to telefony bezpośrednio ze szpitala, niedługo po stracie. Wówczas staram się jak najprościej informować o prawach, jakie przysługują rodzicom, o obowiązujących procedurach, pomagam w uzyskaniu odpowiednich dokumentów, instruuję, co trzeba zrobić.
Drugi wymiar duszpasterstwa to modlitwa.
W każdy drugi piątek miesiąca w sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach odprawiam mszę świętą w intencji rodzin dzieci utraconych. Po mszy jest adoracja połączona z aktem oddania zmarłych dzieci Bożemu miłosierdziu. Jest też możliwość indywidualnego błogosławieństwa. Ponadto istnieje Księga Dzieci Utraconych. Do tej księgi dopisywane są zmarłe dzieci i ich rodzice. W czasie takiej mszy modlimy się szczególnie za te rodziny, które zostały zapisane w Księdze w miesiącu poprzedzającym Eucharystię. Nie sposób też nie wspomnieć dwóch pielgrzymek do naszego sanktuarium: pierwsza, która ma miejsce w czerwcu, jest adresowana do wszystkich rodziców, którzy utracili swoje dzieci. Druga, która odbywa się w okolicy 15 października, czyli Dnia Dziecka Utraconego, jest organizowana z myślą o tych rodzicach, którzy utracili dziecko nienarodzone. Oprócz tego zorganizowaliśmy kilka tur rekolekcji i dni skupienia dla rodziców po stracie. Do tego dochodzą indywidualne rozmowy, spotkania, modlitwy…
Jakie jest Księdza doświadczenie – czego potrzebują rodzice po stracie?
Powiedziałbym, że przede wszystkim chcą, żeby usłyszeć ich ból. Potrzebują tego, żeby ktoś ich wysłuchał. W takich rozmowach trzeba uciekać od utartych frazesów. Nie ma łatwych recept na przeżycie śmierci dziecka. Każda z tych rozmów jest inna i trzeba pokory, żeby móc towarzyszyć ludziom w ich cierpieniu. Bardzo często rodzice pytają o to, co się dzieje z ich dzieckiem, skoro nie zostało ochrzczone. Boją się, że dzieje mu się niezawiniona krzywda, że być może nie zostanie zbawione. Dużo w tych pytaniach jest lęku, ale takiego lęku, który wypływa z miłości – rodzice szukają nadziei i zapewnienia, że ich dziecko jest szczęśliwe w niebie.
Są też takie rozmowy, gdy rodzice borykają się – z różnych powodów – z ogromnym poczuciem winy. Żałują, że za mało uwagi poświęcali dziecku, że być może nie zrobili wszystkiego, co powinni. Niektóre te samooskarżenia są celne, innym razem są zupełnie niepotrzebne – bo tak naprawdę na ogromną większość tych strat rodzice nie mieli wpływu.
W jaki sposób Ksiądz odpowiada na pytanie „Dlaczego Bóg zabrał moje dziecko?”? Podejrzewam, że jest to pytanie, które Ksiądz słyszy najczęściej.
I znów – nie ma jednej odpowiedzi. Przede wszystkim staram się pokazać, że żal do Pana Boga czy wyrzuty, gniew w Jego stronę są zupełnie naturalne. Pokazuję rodzicom, że takie emocje są zrozumiałe. Modlimy się Psalmem 22, zwłaszcza słowami: „Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. Staram się, aby rodzice otworzyli swoje serca przed Panem Jezusem, żeby wprost Go zapytali o to, dlaczego zabrał ich dziecko. Podkreślam, że Bóg przyjmuje ten ich żal i gniew, że słyszy ich trudne pytania.
Innym aspektem towarzyszenia jest pokazanie rodzicom, że Pan Bóg nie tyle zabrał ich dziecko, ale przyjął je do siebie. Wiem, że to może brzmieć dziwnie, ale przyjęcie takiej perspektywy jest możliwe dzięki wierze. Bo przecież wierzymy, że te dzieci wciąż żyją. Bóg ich nie zabrał, On im dał życie, i to życie wieczne. Rozłąka, jakkolwiek trudna i bolesna, jest tylko tymczasowa. Taką nadzieję daje nam krzyż i zmartwychwstanie Pana Jezusa.
Jak dobrze przeżyć żałobę po śmierci dziecka?
Przede wszystkim trzeba sobie dać prawo do jej przeżycia. Uświadomić sobie, że można płakać, można być smutnym, że nie ma znaczenia, jak długo żyło dziecko, żałoba jest czymś naturalnym. Jej dobre przeżycie jest niezwykle ważne dla zdrowia psychicznego, ale też i rozwoju duchowego. Oczywiście, jeśli żałoba nazbyt się wydłuża, może grozić chorobliwym rozdrapywaniem ran i niejako regresem w życiu. Wtedy warto sięgnąć po pomoc, czy to psychologa, psychiatry czy chociażby duchownego. Mądry kapłan nie będzie próbował „uleczyć” z żałoby, ale na pewno pomoże poszukać odpowiedniego wsparcia.
Każda śmierć i każda żałoba jest inna. W rozmowach z rodzicami staram się, jeśli widzę, że są oni na to gotowi, przejść do poszukiwania odpowiedzi na pytanie o to, co teraz mogą oni zrobić w swoim życiu, gdzie mogą odnaleźć sens. Ważne jest, żeby rodzice nie zatrzymali się – mówiąc obrazowo – na grobie swojego dziecka. Pamięć o utraconym dziecku jest ważna, ale jeszcze ważniejsza jest perspektywa nieba i spotkania z dzieckiem w wieczności.
W homiliach, które Ksiądz głosi na pogrzebach, często Ksiądz powtarza, że rodzice tych dzieci są rodzicami już na zawsze. Dlaczego to takie ważne?
Bo taka jest po prostu prawda. Nawet jeśli otoczenie będzie próbowało wmówić im, że „to nie było dziecko”, że to „tylko poronienie”, to prawda jest zgoła inna. Nikt i nic nie odbierze im tego, że zostali rodzicami, choć tak po ludzku byli nimi przez chwilę. Dla rodziców, którzy już nie mają dzieci na tej ziemi, uznanie ich rodzicielstwa jest naprawdę ważne. Oni zrealizowali swoje powołanie, a jednocześnie doświadczyli już bólu rozłąki. Jeszcze raz to powtórzę – to, że rodzice stracili dziecko, choćby nawet miało ono zaledwie kilka tygodni, nie sprawi, że oni przestają być rodzicami.
Czy temat poronienia wciąż jest tematem tabu?
W wielu kręgach niestety jeszcze tak. Są pozytywne zmiany, pojawiają się nowe regulacje prawne, uznany jest obowiązek pochówku każdych ludzkich szczątek. To ważne przepisy. Z drugiej strony wciąż kobiety, które doświadczają straty, np. w szpitalach, spotykają się z oschłością, brakiem empatii, nieprofesjonalnym podejściem personelu. Owszem – nie jest to regułą, ale nie jest też rzadkością.
Będę to powtarzać – w sytuacji tak traumatycznej, jaką jest utrata ciąży, nie wolno bać się prosić o pomoc. Czy to personel w szpitalu, czy pracownicy w urzędzie stanu cywilnego, MOPS, Kościół – mają obowiązek nieść pomoc.
Nie mogę nie zapytać o to, jak Ksiądz radzi sobie z towarzyszeniem rodzinom po stracie. To ogromny bagaż psychiczny i emocjonalny.
Nie powiem nic odkrywczego, ale wiem, że ja sam, swoją mocą, siłami i wiedzą nie jestem w stanie pomagać rodzicom. Tylko słowo Pana Boga i Jego obietnice są tym, co pomaga unieść ogrom cierpienia i rozpaczy. Często czuję się bezsilny, gdy słyszę, z jak potężnym bólem mierzą się rodzice. Mogę jedynie być, wysłuchać, dyskretnie powierzać ich Panu Bogu, stworzyć im przestrzeń, gdzie będą mogli sami wypowiedzieć swoje cierpienie przed Chrystusem.
Przez te lata posługi widzę, że rodzice potrzebują anonimowości, dyskrecji, duchowego wsparcia, czasem wspólnej modlitwy czy błogosławieństwa. Na dobre przeżycie żałoby potrzeba czasu.
Czuję ogromny podziw wobec rodziców po stracie. Obserwuję, z jakim zaufaniem stawiają czoła cierpieniu. Mnie samego czasem o wiele mniejsze „krzyżyki” potrafią wytrącić z równowagi. Towarzyszenie rodzicom często uświadamia mi, jak wiele rzeczy, którymi się martwię czy które przeżywam, jest nieistotnych. Nierzadko jest tak, że świadectwo rodziców pomaga mi przeżywać moją relację z Panem Bogiem. I za to jestem i Jemu, i im także, niesamowicie wdzięczny.
Ks. dr Janusz Kościelniak – kapłan archidiecezji krakowskiej, diecezjalny duszpasterz rodzin po stracie, penitencjarz w sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie Łagiewnikach, duchowy opiekun wspólnoty „Cisza Nazaretu”.
[Za: Aleteia.org.pl, zdj. fot. Karolina Krawczyk]